Archiwum 20 czerwca 2011


cze 20 2011 Prolog
Komentarze (0)

Prolog

 

            Zbliżała się wiosna. Do każdego zakątka Nifielmu docierało ciepło promieni słonecznych. Zakwitły kwiaty. Śniegi to już przeszłość. Pszczoły radośnie brzeczały zbierając nektar i zanosząc go do ula.

            Ta zima była najmroźniejsza ze wszystkich. Nawet najstarsi starcy takich nie pamiętali. To już przeszłość, ale nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się w  styczniu tego roku.

            Tak, to ja, Felenvir. Elf mszczący się na ludziach. Agresor. Rasista. Nie chciałem tak postąpić. Chciałem tylko żyć w moim domku na drzewie, dbać o rodzinę i elficką wspólnotę.  Nie mówi się o mnie dobry elf, obrońca natury… Używają przeciwko mnie całkiem odmiennych epitetów; Morderca. Bandyta. Rozbójnik.

            A prawda jest taka, że to ludzie są mordercami. Bandytami. Rozbójnikami. A dlaczego?

            Zabili moją rodzinę.

            Ojca.

            Matkę.

            Żonę.

            Córkę.

            Wszystkich, którzy coś dla mnie znaczyli. Zostali spaleni żywcem. Łącznie z moim domem. Spłoneli jak nadzieja, która tliła się we mnie, że wszystko będzie dobrze. Ale nie było. Było znacznie gorzej.

            Wracając do domu, od kowala, który miał naprawić część z mojej zepsutej zbroi, zauważyłem pięciu mężczyzn w zbrojach, z halabardami na plecach. Wspinali się po sznurowej, bambusowej drabinie, z palącymi się pochodniami w rękach. Zanim się zorientowali naszpikowałem ich ciała celnie wymierzonymi strzałami w plecy, z łuku. Przez chwilę poczułem ulgę.

            Tak, zabiłem ich. Ale czy zasługujęna miano mordercy?

kolegi