Archiwum 16 czerwca 2011


cze 16 2011 III
Komentarze (0)

 

   Łucznicy celowali we mnie. Wystarczyło kiwnięcie palca Elvana i zbieraliby mnie naszpikowanego strzałami. Niewiedziałem dlaczego zmienił zdanie, wiec postanowaiłem spytać.

   - Dlaczego?

   - Dlatego - powiedzał Elvan - Może pan już wyjść, mości królu.

   Zaraz, zaraz. Królu? Dlaczego jakiś król wychodził właśnie z krzaków i co, do cholery, miał wspólnego z moim wygnanem?

   No więc wyszedł z poszucia lasu. Około trzydziestoletni pan nie wyglądał raczej na władcę, jednak na głowie miał koronę ze złota. Prosty złoty krążek na głowie. Poruszał się z gracją i wyższością. Odrzucił głowę patrząc na mnie. Jego wyraz twarzy mówił: Ach, cóż to za robactwo?Miał długie do ramion kruczoczarne włosy i tego samego koloru spiczastą bródkę. Jego brązowe oczy były tak ciemne, że ledwo można było odróżnić tęczówkę od źrenicy. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, niczym sopel lodu. Był raczej drobnej budowy. U pasa nosił krótki miecz, którym zapewne nie potrafił się obsługiwać. Wyglądał jak wcielenie zła, jak pomiot lucyfera. Nigdy nie widzałem człowieka o tak silnej, odstraszającej aurze.

   - Przedstawiam ci władcę rejonu Mawle, króla Erolda - silił się na grzeczny ton. - A to...

   Król splunął na ziemię, najwyrażniej w geście powitania. Szlachetnie urodzona osoba tak sięnie zachowywała ale postanowiłem zachować komentarz dla siebie.

   - Mi także miło - odrzekłem żałośnie. - Ale nadal nie wiem co to ma do mojego wygnania.

   - Zabiłeś dyplomatów króla. Zapłacisz za to życiem. A król zapłaci nam za to złotem. Tak więc żegnaj i...

kolegi