Archiwum czerwiec 2011


cze 21 2011 Hej
Komentarze (0)

   Witajcie na moim blogu. Na imię mi Błażej. Nie powiem gdzie mieszkam z powodów oczywistych ;p. Mam czterynaście lat (mało?) i moim marzeniem jest napisać porządną książkę.


   Wszystko co tu piszę jest mojej roboty. Jeśli już macie kopiować i udostępniać to gdzieś to proszę, aby dać linka do mojego bloga.


   Mam nadzieję, że ten blog (czytaj książka ;p) będzie dostarczał Wam wielu pozytywnych wrażeń.


   Nie bójcie się! Komentujcie, oceniajcie, wpisujcie się do księgi gości. Chętnie przyjmuję każdą krytykę, błędy staram się poprawiać.


   Jak już wyczytaliście udostępniłem prolog i (I). Przypominam, że nie dzielę tego, co piszę na rozdziały! Są to wolne punkty oznaczone rzymską cyferką( I, II, III).

kolegi   
cze 20 2011 Prolog
Komentarze (0)

Prolog

 

            Zbliżała się wiosna. Do każdego zakątka Nifielmu docierało ciepło promieni słonecznych. Zakwitły kwiaty. Śniegi to już przeszłość. Pszczoły radośnie brzeczały zbierając nektar i zanosząc go do ula.

            Ta zima była najmroźniejsza ze wszystkich. Nawet najstarsi starcy takich nie pamiętali. To już przeszłość, ale nigdy nie zapomnę tego, co wydarzyło się w  styczniu tego roku.

            Tak, to ja, Felenvir. Elf mszczący się na ludziach. Agresor. Rasista. Nie chciałem tak postąpić. Chciałem tylko żyć w moim domku na drzewie, dbać o rodzinę i elficką wspólnotę.  Nie mówi się o mnie dobry elf, obrońca natury… Używają przeciwko mnie całkiem odmiennych epitetów; Morderca. Bandyta. Rozbójnik.

            A prawda jest taka, że to ludzie są mordercami. Bandytami. Rozbójnikami. A dlaczego?

            Zabili moją rodzinę.

            Ojca.

            Matkę.

            Żonę.

            Córkę.

            Wszystkich, którzy coś dla mnie znaczyli. Zostali spaleni żywcem. Łącznie z moim domem. Spłoneli jak nadzieja, która tliła się we mnie, że wszystko będzie dobrze. Ale nie było. Było znacznie gorzej.

            Wracając do domu, od kowala, który miał naprawić część z mojej zepsutej zbroi, zauważyłem pięciu mężczyzn w zbrojach, z halabardami na plecach. Wspinali się po sznurowej, bambusowej drabinie, z palącymi się pochodniami w rękach. Zanim się zorientowali naszpikowałem ich ciała celnie wymierzonymi strzałami w plecy, z łuku. Przez chwilę poczułem ulgę.

            Tak, zabiłem ich. Ale czy zasługujęna miano mordercy?

kolegi   
cze 19 2011 I
Komentarze (0)

I

Osiemnasty marzec, 936 rok.

           

            Wszystkie najważniejsze elfie osobistości zebrały się, aby osądzić, co ze mną począć. Zabiłem pięciu ludzi. Rada uznała, że ich sprowokowałem i nigdy nie uśmierciliby moich bliskich, gdybym nie zaatakował. Cóż za ironia. Niespra- wiedliwość. Ale co ma do tego to, co ja myślę, co sądzę, skoro rada postawiła mi zarzuty prowokowania pięciu ludzkich dyplomatów? No, oczywiście nic. Rada karała śmiercią zabójstwo elfa. Za zabójstwo człowieka groziła jedynie grzywna w postaci trzystu denarów króla Etmingena II. Miałem sporą szansę wyjść cało z tej opresji. Pieciokrotnie wieksza grzywna, za zabicie pięciu ludzi? Całkiem możliwe, choć trochę wątpliwe. Ale nie ledwo stać było na opłacenie jednej grzywny, nie mówiąc już o pięciu. Ale jakoś dam sobię radę. Chyba

            W skład rady wchodzili: przewodniczący Elvan z Kaliffgradu, Civrill, Akkas i jego brat, Abbas. Siedzieli przy nagim, drewnianym stole. Pochyleni ku sobie, rozmawiali.

            Mijały godziny. W powietrzu czyć było poddenerwowanie i niecierpliwość. Sąd dłużył się  bardzo, ale dla elfów nie była to różnica. Godzina, dwie, trzy. Nic wielkiego.Dzięki długiej dyskusji na mój temat mogę być uratowany. Wiecie, mocna argumentacja, poparcie. Mogę wyjść z tego cało. Albo i nie.            

             Nagle elfy przerwały rozmowę.

            - Felenvirze – powiedział Akkas. – Jesteś jeszcze młodym elfem. Nie chcemy skazywać cię na śmierć. Przynajmniej na razie.

            - Ale zabójstwo to zabójstwo. Poważna sprawa – dodał Civirill.

            - Wiemy, że cały twój dobytek spłonął wraz z twoją rodziną – uzupełnił Abbas.

            Wreszcie wstał Elvan. To jemu przypadło wydanie rozporządzenia.

            - Wyrok jest następujący – rzekł. – Ninjejszym zostajesz…          

            - Wygnany! – dokończyli wszyscy członkowie Rady.

            Z perspektywy widza mogliby mnie powiesić. Dostarczyłbym trochę rozrywki w monotonii codzienności elfiej egzystencji. Z mojej perspektywy – „Ufff!”.

            - Mono prestia tum derevenda mon. Stało co się stać miało – zapieczętował Elvan.

kolegi   
cze 17 2011 II
Komentarze (0)

II

 

          Według elfickiego zwyczaju miałem pełną dobę na wyniesienie się z lasów Am Lawiré.

             Podążałem więc ścieżkądo mojego domku na północno-wschodnim skraju lasu. Nie było tu tłoczno. To znaczy z reguły las nigdy nie jest zatłoczony. Właśnie to elfy najbardziej cenią i szanują - ciszę i swobodę. Las nie lubi więzów, podobnie jak elfy.

             Raz po raz spoglądali na mnie inni przedstawiciele mojej rasy. Jedni łypali na mnie spode łba, inni rzucali mi współczujące spojrzenia, jeszcze inni gapili się tępo, obojętnie.

             Dotarłem wreszcie do zgliszczy mojego domku. Zabrałem wszystkie rzeczy nadające się do użytku i spakowałem je do torby podróżnej. Raz ostatni ogarnąłem wzrokiem cały mój dom. Przed oczyma, niczym film, przewinęły mi się wszystkie wspomnienia, wszystkie dobre i złe chwile spędzone właśnie tu. Widziałem matkę czytającą mi bajki wieczorami. Ojca podczas pierwszych lekcji szermierki i strzelania z łuku. Zobaczyłem także mojego starszego brata, który w wieku siedmiu lat spadł z drzewa i złamał obie nogi. To wszystko było tak radosne, że ledwie powstrzymywałem łzy. No, może z wyjątkiem tej ostatniej sytuacji.

             Dotknąłem kolejno kilku innych osobistych przedmiotów, mając nadzieję, że pojawią się kolejne wizje. Niestety nic takiego nie nastąpiło.

              Zszedłem po drabince na ziemię. Zamierzałem skierować się na wschód. Wybrałem ten kierunek, bo na zachodzie i południu rozciągała się pustynia Monacca, a na północy były tylko góry i chłodne kraje Nordii. Kierując się na wschód, wzdłuż linii brzegowej Morza Czarnego Wilka, miałem szansę trafić na jakieś spokojne miejsce, aby sięosiedlić.

              Doszedłem do wschodniej bramy miasta. Mówiąc brama mam na myśli niewielki łuk spleciony z gałązek wierzb. Właściwie to były dwie wierzby które złączyły sięw powietrzu. Nie było tu wież strażniczych, ale po obu stronach bramy na włóczniach opierali się wartownicy. Ale zwykle było ich tylko dwóch. Stał tam jeszcze oddział łuczników, tworząc formację półokręgu. Przed nimi stało czterech mężczyzn w złotych szatach. Czyżby to było oficjalne pożegnanie Rady?

              - Witaj. Zmieniliśmy zdanie. Jednak cięzabijemy - rzucił od niechcenia Elvan.

kolegi   
cze 16 2011 III
Komentarze (0)

 

   Łucznicy celowali we mnie. Wystarczyło kiwnięcie palca Elvana i zbieraliby mnie naszpikowanego strzałami. Niewiedziałem dlaczego zmienił zdanie, wiec postanowaiłem spytać.

   - Dlaczego?

   - Dlatego - powiedzał Elvan - Może pan już wyjść, mości królu.

   Zaraz, zaraz. Królu? Dlaczego jakiś król wychodził właśnie z krzaków i co, do cholery, miał wspólnego z moim wygnanem?

   No więc wyszedł z poszucia lasu. Około trzydziestoletni pan nie wyglądał raczej na władcę, jednak na głowie miał koronę ze złota. Prosty złoty krążek na głowie. Poruszał się z gracją i wyższością. Odrzucił głowę patrząc na mnie. Jego wyraz twarzy mówił: Ach, cóż to za robactwo?Miał długie do ramion kruczoczarne włosy i tego samego koloru spiczastą bródkę. Jego brązowe oczy były tak ciemne, że ledwo można było odróżnić tęczówkę od źrenicy. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, niczym sopel lodu. Był raczej drobnej budowy. U pasa nosił krótki miecz, którym zapewne nie potrafił się obsługiwać. Wyglądał jak wcielenie zła, jak pomiot lucyfera. Nigdy nie widzałem człowieka o tak silnej, odstraszającej aurze.

   - Przedstawiam ci władcę rejonu Mawle, króla Erolda - silił się na grzeczny ton. - A to...

   Król splunął na ziemię, najwyrażniej w geście powitania. Szlachetnie urodzona osoba tak sięnie zachowywała ale postanowiłem zachować komentarz dla siebie.

   - Mi także miło - odrzekłem żałośnie. - Ale nadal nie wiem co to ma do mojego wygnania.

   - Zabiłeś dyplomatów króla. Zapłacisz za to życiem. A król zapłaci nam za to złotem. Tak więc żegnaj i...

kolegi